1:1 w meczu Polski z Holandią. Remis, który smakuje jak zwycięstwo
Spotkanie z Holandią zapowiadano jako jeden z najtrudniejszych testów tej reprezentacji w ostatnich miesiącach, a jednak biało-czerwoni pokazali się z takiej strony, że wynik 1:1 można odbierać jako coś znacznie więcej niż zdobyty punkt.
Mocny początek i szybki sygnał, że Polska przyjechała walczyć
Już w drugiej minucie Polska mogła objąć sensacyjne prowadzenie. Po świetnym dograniu Matty’ego Casha z prawej strony Nicola Zalewski znalazł się w sytuacji, o której marzy niejeden napastnik.
Wystarczyło celnie uderzyć z kilku metrów, ale piłka poszybowała nad poprzeczką. Z jednej strony szkoda tej okazji, z drugiej — był to klarowny dowód, że Holandia nie będzie miała łatwej przeprawy.
Chwilę później przyszła mniej przyjemna informacja: kontuzja Sebastiana Szymańskiego. Jego zejście z boiska mogło zachwiać równowagą drużyny, ale Bartosz Kapustka udźwignął presję i odnalazł się w rytmie meczu, jakby nigdy nie zniknął z reprezentacyjnych radarów.
Tempo gry wyraźnie spadło, a obie drużyny zaczęły grać ostrożniej. Brakowało klarownych sytuacji, za to dużo było taktycznej walki. Polacy imponowali organizacją defensywy. Tomasz Kędziora kierował linią obrony jak doświadczony dowódca, a Kamil Grabara praktycznie nie musiał interweniować. To budowało zespół, dawało spokój i pozwalało szukać szans w kontratakach.
Gol do szatni, który odmienił obraz meczu
W 43. minucie eksplodowało to, na co czekali wszyscy polscy kibice. Kamiński ruszył dynamicznie przez środek, odegrał do Roberta Lewandowskiego, a kapitan — stojąc jeszcze na własnej połowie — wypuścił go perfekcyjnym prostopadłym podaniem. Skrzydłowy FC Köln pobiegł z impetem, nie pozwalając van Dijkowi nawet zbliżyć się na tyle, by spróbować odbioru. Chłodna decyzja, idealny moment strzału i piłka w siatce. Chwila radości, która mogłaby rozświetlić cały stadion bez użycia reflektorów.
To była bramka, która miała ogromne znaczenie mentalne. Pokazała bowiem, że Polacy potrafią kreować akcje na najwyższym poziomie, że wcale nie stoją niżej od Holendrów pod względem dynamiki czy odwagi.
Holandia odpowiada szybko, ale Polska nie traci rytmu
Po przerwie obraz meczu zmienił się błyskawicznie. Już w 47. minucie, po centrze Gakpo i niepewnej interwencji Grabary, Depay dopadł do dobitki i wyrównał wynik. To była akcja, która mogła wybić Polaków z rytmu, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie — odpowiedź Lewandowskiego była natychmiastowa, choć jego strzał trafił prosto w bramkarza.
Mecz został na chwilę przerwany z powodu rac rzuconych z trybun, ale po wznowieniu to Polacy lepiej odnaleźli się w sytuacji. Holandia grała bez pomysłu, a Polska skutecznie wybijała rywala z rytmu, utrzymując dyscyplinę i koncentrację.
Nerwy w końcówce i akcja, która mogła zmienić wszystko
Im bliżej było końca meczu, tym bardziej czuć było narastające napięcie. Obie strony próbowały przeprowadzić akcję, która przesądzi o losach spotkania, ale jednocześnie nikt nie chciał popełnić błędu. W 82. minucie Michał Skóraś miał najlepszą okazję w drugiej połowie — mocny strzał z ostrego kąta zmusił bramkarza Oranje do czujnej interwencji. Gdyby piłka wpadła do siatki, stadion eksplodowałby po raz drugi.
Dlaczego ten remis jest tak cenny i co oznacza przed ostatnim meczem eliminacji?
Jan Urban może być zadowolony. Jego drużyna pokazała, że potrafi stawić czoła lepszym zespołom, walczyć jak równy z równym i nie pękać pod presją. Przed biało-czerwonymi ostatni mecz eliminacji — wyjazd na Maltę. Teoretycznie łatwy, w praktyce wymagający koncentracji. Jeśli Polacy zachowają poziom organizacji z meczu z Holandią, powinni zakończyć eliminacje pozytywnym akcentem.
