Julia Szeremeta walczyła do samego końca, ale ostatecznie wraca z Brazylii ze srebrem, nie złotem

To nie była zwykła walka i nie był to zwykły turniej. Mówimy o finale Pucharu Świata w boksie w brazylijskim Foz do Iguaçu, gdzie stawką nie był tylko medal, ale coś więcej – prestiż, emocje, poczucie zwycięstwa na obcym terenie. Julia Szeremeta weszła na ring z jednym celem – sięgnąć po złoto. I trzeba przyznać, że niewiele zabrakło.

Od pierwszych sekund było wiadomo, że to nie będzie jednostronna walka

Zawodniczki reprezentowały zupełnie różne style. Z jednej strony Jucielen Romeu, Brazylijka znana z taktycznego podejścia i dokładności. Z drugiej – Julia Szeremeta, która nie raz udowodniła, że nie boi się nikogo i potrafi narzucić swoje warunki. Od samego początku tempo było intensywne. Żadna z nich nie zamierzała czekać na ruch przeciwniczki.

Po wyrównanym otwarciu przyszła druga runda. Tu Szeremeta zrobiła coś, co rzadko się widuje – przyspieszyła w wielkim stylu, a przez moment wydawało się, że całkowicie zdominuje rywalkę. Zagrania były dynamiczne i precyzyjne, ale niestety – nie przełożyło się to na punktację. Trzech sędziów uznało, że to Romeu była lepsza w tej odsłonie. Czy to była kwestia lokalnego patriotyzmu? Czy może styl Brazylijki bardziej odpowiadał oczekiwaniom arbitrów? Tego nie rozstrzygniemy, ale jedno jest pewne – Julia nie miała zamiaru się poddawać.

W ostatnich minutach walki zrobiło się naprawdę gorąco. Romeu próbowała utrzymać przewagę, ale Szeremeta wyraźnie ruszyła do przodu. Przez pewien czas to ona dyktowała tempo, spychała przeciwniczkę do defensywy, przejmowała kontrolę. Na papierze wyglądało to jak runda, którą Polka powinna wygrać. Ale rzeczywistość punktowa bywa brutalna – końcowy werdykt brzmiał 3:2 dla Brazylijki. Dwóch sędziów widziało wygraną Szeremety, trzech – postawiło na Romeu. I to wystarczyło, żeby złoto zostało w Brazylii.

Srebro to nie porażka, lecz dowód na to, że walka trwa do końca

W sporcie nie zawsze liczy się tylko miejsce na podium. Czasem więcej mówi styl, zaangażowanie, serce zostawione w ringu. A tego Julii odmówić nie można. W finale dała z siebie wszystko i walczyła do końca. Przegrała minimalnie, z reprezentantką gospodarzy, w kontrowersyjnych okolicznościach.

Polska drużyna wyjeżdża z Brazylii z podniesioną głową

Chociaż Julia wraca ze srebrem, to polska reprezentacja absolutnie nie ma powodów do wstydu. Wręcz przeciwnie – dwa złote medale i srebro w tak prestiżowym turnieju to wynik, który robi wrażenie. Wiktoria Rogalińska nie pozostawiła złudzeń Amerykance Yoseline Perez i zgarnęła złoto, wygrywając jednogłośnie 5:0. To była walka, w której dominacja Polek była oczywista od pierwszego gongu. Perez próbowała się bronić, ale Rogalińska prowadziła pojedynek jak profesor. Z kolei Barbara Marcinkowska finale zmierzyła się z Australijką Lekeishą Pergoliti i wyszła z tego zwycięsko (wynik 3:2).